O nie bieganiu słów kilka ...

18 czerwca byłam na zawodach na 5 km w Biłgoraju, jakoś ciężko szło, upał i ogólne zmęczenie. Po 2 dniach jeden trening i od tej pory siedzę na tyłku. Powaliła mnie kolejna w tym roku choroba. Męczę się już  2 tygodnie z kaszlem i katarem. Moje kiepskie samopoczucie osiągnęło apogeum około 24-25 czerwca bo rozwaliło mnie totalnie.

Jak na złość widzę wszędzie biegających ludzi  (to tak jak z kobietami w ciąży jak tylko pomyślę o drugim dziecku od razu z za rogu wyłaniają się wielkie brzuchy )- chyba żeby mnie tylko bardziej złość brała, że ja nie mogę ?!?!?!
A mówią, że sport to zdrowie - tylko jakoś u mnie tego nie widać. Dziś nadal zakatarzona marzę o włożeniu spodenek i pognaniu przed siebie gdzie nogi poniosą.
Zawody za 6 dni - i jak tu przebiec. Czuje, że mój regres się pogłębia i za każdym razem mam wrażenie, że już gorzej być nie może, a tu taki psikus i jest gorzej.
Nawet  nie zastanawiam się nad pytaniem : Czy bieganie jest dla mnie? Bo i po co jak wiem, że właśnie po to ktoś to stworzył. Pytanie dlaczego ciągle mój organizm rzuca mi kłody pod nogi?
W ramach poreperowania swojego zdrowia zaczęłam suplementację - wcześniej uważałam, że skoro jem zdrowo to nie potrzebuje dodatkowych tabletek. Wyniki jednak powiedziały swoje i tak magnez i potas na najniższym dopuszczalnym poziomie. Do tego powróciłam do picia czystka no i złote mleko.


Komentarze