Ultra Roztocze 2018 - moja przygoda na 34 km.

Zawodowcy pewnie skrytykowali by moje podejście do biegania, ja jednak odporna na docinki pomału biegnę do przodu. Próbując się rozkręcić i nabrać wiatru w żagle zdecydowałam się na bieg ultra.
Nie będę nawet opisywać moich przygotowań do biegu ponieważ była by to z mojej strony arogancja a w necie jest mnóstwo stron gdzie profesjonaliści lub samozwańczy trenerzy chętnie proponują odpowiednie programy treningowe pod dany dystans.
Moje przemyślenia są czysto związane z przyjemnością i "estetyką" tego jakże przyjemnego sportu.
Minęło już kilka dni, zakwasy na udach prawie zniknęły i w zapomnienie poszły nieprzyjemności związane z przeprawą przez przepiękne tereny. Mimo wszystko postaram się zawrzeć w tym wpisie nie tylko to co było super, ale też trochę ponarzekam.



       Rozpiera mnie radość na wspomnienie dopiero co ukończonego Ultra Roztocza na dystansie 34 km. Cóż to za wspaniała przygoda i nie chodzi mi tylko o widoki, choć bezdyskusyjnie momentami  zapierały dech i chciało się nie biec a stać i nacieszysz oczy widokiem. Przepiękne odcienie zieleni, różnorodna roślinność i zapach lasu, który pobudza. Atmosfera, ludzie i organizacja na najwyższym poziomie. 
Przez ostatnie dni przed biegiem pogoda nie dopisała i padało. W związku z tym byłam nastawiona na taplanie się w błocie a przynajmniej na bardzo niegościnne podłoże do biegania. Okazało się, że owszem było trochę błotka, ale przez większość trasy była miękka ściółka, piasek no i oczywiście niewydeptane ścieżki, pokrzywy, konary drzew o które można się połamać. Znalazło się parę górek do wspinania, nawet prawie na czworaka i przy wsparciu koleżanki - Grażynka dziękuję za wciągnięcie mnie bo sama to bym stoczyła się w dół :),dzięki Tobie  udało się wspiąć na "szczyty".


Jak to mówią w miłym towarzystwie czas szybciej leci, ja odczułam to dosłownie. Kilometry leciały mi w ekspresowym tempie.
Ci co biegli na czas nie będą tak miło wspominać biegu, ale ja zrobiłam to dla sprawdzenia jak to jest biec powyżej 4 godzin - cały bieg ukończyłam z czasem 4h i 13 minut. Tempo raczej spacerowe ale wrażenia niezapomniane. Bo gdybym tak mknęła, po tych ciężki jednak warunkach, to nic bym nie zobaczyła, nic bym nie porozmawiała, ominęła by mnie cała zabawa, a chodziło o radość i o zmieszczenie się w czasie - limit wynosił 5 godzin.
Pozdrawiam również Arka, który ze stoickim spokojem znosił paplanie dwóch bab o wszystkim i o niczym i nie skarżąc się dostosował do naszego stylu.
Przyznam, że nie miałam jakichś wielkich kryzysów, jedynie  dolegliwości bólowe, które od 25 km mi doskwierały, niestety odezwało się bolące kolano.
Oczywiście to nie był spacer w chmurach, trzeba było ruszać przeszczepami i non stop kontrolować gdzie się stawia nogę, na mostkach można było skąpać się w strumykach bo były strasznie śliskie.
Oprócz biegu znalazło się czas na robienie fotek, rozmowy z okolicznymi mieszkańcami czy turystami na szlakach. Wszystko to podniosło walory całego biegu i mam ochotę na więcej. Czyżbym zaczynała robić się fanką biegów przełajowych, górskich itp. ?




Wielkim minusem było nieprecyzyjne podanie dystansu trasy to podcięło mi skrzydła, gdy okazało się, że bieg będzie miał 34 km a nie jak pierwotnie zakładano 32 km, być może komuś te dodatkowe  2 km nie robią różnicy, ale ja to odebrałam bardzo boleśnie. Straciłam cały zapał do biegu, gdyż tak nam fajnie szło, że stwierdziliśmy że wyrobimy się w 4 godziny co byłoby dla nas świetną nagrodą za wysiłek. A tu taki wstrząs, że jeszcze muszę wykrzesać siły na 2 km, Okolice kamieniołomów dały popalić, było bardzo nierówno i stromo, po czym znowu pod górę i tak kilka razy, miałam wrażenie, że ta droga się nie skończy.
Bardzo polecam wszystkim tym którzy biegają dla przyjemności i tych którzy ścigają się z czasem bo wysiłek w takich warunkach daje satysfakcję.




Komentarze